ICH DROGA W DOROSłOŚĆ WSTĘP ROZDZIAŁ PIERWSZY ROZDZIAŁ DRUGI ROZDZIAŁ TRZECI ROZDZIAŁ CZWARTY ROZDZIAŁ PIĄTY ROZDZIAŁ SZÓSTY ROZDZIAŁ SIÓDMY ROZDZIAŁ ÓSMY ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY ROZDZIAŁ DZIESIĄTY ROZDZIAŁ JEDENASTY ROZDZIAŁ DWUNASTY ROZDZIAŁ TRZYNASTY ROZDZIAŁ CZTERNASTY ROZDZIAŁ PIĘTNASTY WSTĘP Napisany: 01-01-2021 22:17 Wiele radości przynosi dzień, w którym przychodzi na świat dziecko. Milutkie, słodziutkie, przepiękne, aż chce się go schrupać ze szczęścia. Początki wprawdzie są ciężkie, bo maluszek tylko je, śpi, płacze i znowu je. Trzeba go przewijać, przebierać, karmić, wszystko na czas. Ale jak to się ma do tego szczęścia, którym napełnia serca rodziców swoją obecnością. Po paru miesiącach zaczyna gaworzyć, a rodzice pękają z dumy i miłości. Czekają, co powie pierwsze, mama czy tata? A ono jak na złość powie im baba. Z czasem stawia pierwsze kroki, zadaje pytania, a potem znowu pytania, a za pytaniami pytania. Zaczyna się rodzicielstwo całą gębą. Przyglądając się latami rodzicom, pomyślałam, że co nieco napiszę na ten temat , stojąc jakby parę kroków od tych rodzin. AUTORKA ROZDZIAŁ PIERWSZY Napisany: 02-01-2020 04:18 W poczekalni było gwarno. Sporo kobiet przyszło tego dnia do lekarza. Większa część z nich, to kobiety ciężarne. Wszystkie trzymały się za swoje brzuszki, głaskały je, w ten sposób instynktownie okazywały maleństwu swoje uczucia. Na twarzach tych kobiet było widać szczęście, mimo trudności jakie pokonują, nosząc swoje maleństwa pod sercem. Jeszcze trochę a większość z nich będzie trzymała pociechy w ramionach. To taki piękny czas, pełen matczynej miłości. Róża miała ochotę porozmawiać, pochwalić się swoją ciążą, bo przecież u niej jeszcze nie było specjalnie widać brzuszka, a tak chciałaby już go pokazać światu. W którym miesiącu, zapytała kobietę siedzącą obok niej. Ósmy, odpowiedziała. Ciężko jest? Trochę, najgorzej że puchną nogi, powiedziała kobieta, pokazując Róży swoje opuchnięte kostki. Muszę leżeć dużo, ale już niedługo urodzę, będę miała synka, dodała. A pani ma dzieci, zapytała Różę? Nie, jeszcze nie mam, ale jestem w trzecim miesiącu. Gratuluję, powiedziała kobieta, i uśmiechnęła się do Róży. A wie pani, mąż już wszystko pokupował, mamy już wózek, łóżeczko, i dużo ciuszków. Kobieta była szczęśliwa, radosna, czekała przecież na synka. A pani, zapytała, już też coś kupiła? Nie, zaczęła Róża, jak będę w siódmym miesiącu będziemy kupować powoli, sukcesywnie. A tak w ogóle, dodała kobieta, jestem Kalina. A ja Róża, powiedziała i podała kobiecie rękę. Wiesz co, zaczęła Kalina, może się spotkamy kiedyś jak już urodzimy, pójdziemy sobie na spacer z wózeczkami. Dobry pomysł, odparła Róża, jak tylko pogoda będzie nam sprzyjała. Zapisz sobie mój numer, dodała, jak już urodzisz, zadzwoń, jak pozwolisz, odwiedzę ciebie i twojego synka. Kobiety wymieniły się numerami obiecując sobie, że będą w kontakcie. Przypadły sobie do serca, wygląda na to, że zrodzi się przyjaźń. Róża wracając do domu, zadzwoniła do męża. Co tam kochanie, usłyszała w słuchawce, jak było u lekarza? Wszystko jest dobrze, tylko muszę się oszczędzać, dlatego mam zwolnienie, nie mogę chodzić do pracy. Coś nie tak, dopytywał? Nie, wszystko dobrze, tylko mam nie dźwigać, a wiesz jak jest w sklepie, dźwigać trzeba. To chociaż mnie uspokoiłaś, będę w domu po szesnastej, wtedy porozmawiamy, muszę już kończyć. Róża weszła do sklepu, oddała zwolnienie, a przy okazji zrobiła zakupy, przecież obiad musi ugotować. Nie jest chora, jest tylko w ciąży. Kiedy mąż wrócił z pracy, wtuliła się w niego. Potrzebowała teraz dużo czułości, często była w jego ramionach. Już dobrze kochanie, mąż próbował oswobodzić się, jestem strasznie głodny. Zaraz dostaniesz obiad, tylko mnie jeszcze przytul. W końcu zadowolona poszła do kuchni i postawiła obiad na stole. Jedli w ciszy, powoli, patrząc tylko na siebie. W końcu Marcin zapytał; widziałaś maluszka? Widziałam, odrzekła, wstała od stołu, wyciągnęła z torebki zdjęcie. Tu są rączki, tłumaczyła. Ja tu nic nie widzę, tylko jakieś plamy. Oj, bo ty nie masz dziecka pod sercem, to moja rola. No dobrze, powiedział, kiedyś to ogarnę, na razie nie widzę tam nic. Róża tylko się uśmiechnęła, zdążysz nacieszyć się dzieckiem. To co, od dzisiaj odpoczywasz, i grzecznie słuchasz lekarza, powiedział do niej Marcin, mam nadzieję, że dziecko będzie się dobrze rozwijać, bez komplikacji. Też mam taką nadzieję, dodała. Po obiedzie Róża poszła się położyć troszeczkę, zrobiła się senna. Teraz często będzie przysypiać w dzień. Tak to jest już w ciąży, że kobiety robią rzeczy, które prędzej by im nie przyszły do głowy. Marcin zasiadł przed telewizorem, popijając czarną kawę. Ta sielanka wkrótce się skończy, chociaż oboje jeszcze o tym nawet nie myślą. Póki co, relaksują się każde na swój sposób. Tak przelatywał tydzień za tygodniem. Róża miała coraz większy brzuszek, i coraz bardziej narzekała na wszystko. No cóż, takie jej prawo w tym stanie. ROZDZIAŁ DRUGI Napisany: 05-01-2020 00:25 Róża przysnęła. Teraz często śpi zarówno w nocy jak i w dzień. Jestem już zmęczona tym nic nie robieniem, powiedziała któregoś dnia do męża. Odpoczywaj póki możesz, odparł, przy dziecku tak dobrze tobie już nie będzie. Wiem, odparła, ale ile można leżeć, czytać czy gapić się w telewizor. Szybko jednak zleciały tygodnie, Róża już liczyła dni do porodu. Będziesz miała synka czy córeczkę, zapytała ją któregoś razu podczas rozmowy telefonicznej Kalina. Córeczka, odparła, będziemy mieli córeczkę. Fajnie, ja mam Fabianka, a jak wasza córka będzie miała na imię? Wioletka, odpowiedziała Róża, Marcin tak chce, to po jego babci. Ładnie, powiedziała Kalina, tak oryginalnie. Rozmowy ich toczyły się wokół dzieci. Ich już nie było, były brzuszki, kaszki, zupki, kupki, ale nie potrzeby Róży czy Kaliny. Kiedy Róża wyłączyła telefon, znowu zachciało jej się spać. Zasnęła w ciągu paru sekund. Przez sen poczuła dziwny ból, który ją zbudził. Złapała się za brzuszek i zaczęła instynktownie oddychać. Wybrała numer do męża. Co się dzieje kochanie, zapytał? Ja rodzę, krzyknęła w słuchawkę i wydała z siebie jęk bólu, ponieważ tym razem skurcz był ostrzejszy. O cholera, usłyszała w słuchawce. Tylko się nie denerwuj kochanie, powiedział do słuchawki, zaraz będę, tylko nic nie rób, pamiętasz, to trochę jeszcze potrwa, więc spokojnie czekaj na mnie. Spokojnie czekaj, spokojnie czekaj, przedrzeźniała męża, ciebie nie boli, tylko mnie, krzyknęła, patrząc na telefon. Po paru minutach Marcin wpadł dosłownie do mieszkania. Tylko się nie denerwuj, zaczął, wszystko będzie dobrze. Ja się denerwuję, odparła, popatrz na siebie, co ty wyrabiasz, masz mnie wspierać, a nie dołować. Masz rację kochanie, masz rację, już się koncentruję. Ubieraj się, jedziemy do szpitala. Gdzie są dokumenty, zapytał? W szufladzie w komodzie, torba jest w szafie. Róża zrozumiała, że to ona musi nim pokierować, inaczej do jutra nie wyjdą z domu. Weź kluczyki, i idziemy do samochodu, dodała. Tak, masz rację, już jedziemy kochanie, powiedział i zniknął za drzwiami mieszkania. Kretyn, krzyknęła w przestrzeń! Przepraszam kochanie, powiedział, kiedy wrócił, bo zorientował się, że zapomniał o żonie z tego stresu. W drodze Róża krzyczała z bólu, a Marcin cały spocony próbował spokojnie dojechać do szpitala. W szpitalu, kiedy już Róża została przewieziona na porodówkę, wyszła pielęgniarka i zapytała, czy chce być przy porodzie. Nie dam rady, powiedział, poczekam tutaj. Co panu jest, zapytała pielęgniarka? Nie wiem, tyle zdążył powiedzieć, i osunął się na podłogę. Następny gieroj, w gębie mocni, powiedziała do siebie pielęgniarka i uderzyła Marcina w twarz. Podała mu jakąś tabletkę i kubek z wodą. Faktycznie, lepiej będzie jak pan poczeka może na zewnątrz, powietrze panu pomoże. Chyba ma pani rację, powiedział, a co z moją żoną i dzieckiem? Jeszcze trwa poród, jak urodzi się pana maluszek, dam znać, dobrze? Poklepała go po policzku, wydawało mu się, że za mocno, ale nie będzie się kłócił z kobietą, która jest teraz przy porodzie jego żony. Ale siara, pomyślał, będzie miała używanie Róża, co ze mnie za mężczyzna, nie ma mnie przy narodzinach mojego dziecka. Tylko się nie rozklejaj, powiedział do siebie, zaraz napiję się z kolegami wódki to mi przejdzie. Musi przecież opić córeczkę, żeby się zdrowo chowała. Może pan już zobaczyć żonę i córeczkę, powiedziała pielęgniarka po paru godzinach. Był zmęczony tym oczekiwaniem. Teraz musiał się skupić, dostanie mu się od Róży, na sto procent. Otworzył drzwi, które wskazała mu pielęgniarka. Na łóżku leżała wymęczona Róża, obok w łóżeczku leżało dziecko, spało. Przepraszam cię kochanie, powiedział. Nawet nic mi nie mów, z tobą pogadam jak już będziemy w domu. Nie było cię przy mnie, potrzebowałam twojego wsparcia, a tak to za rękę trzymał mnie jakiś facet, a nie mąż. Dziecko zakwiliło, grymas na twarzy maleństwa zauroczył Marcina. Uśmiechnęła się do mnie. Kretyn, to nie żaden uśmiech, tylko grymas na twarzy maluszka. Marcin wiedział, że Róża ma do niego żal. Nie będzie łatwo. ROZDZIAŁ TRZECI Napisany: 05-01-2020 23:17 Zasnęła, zapytał? Tak, śpi, najadła się, trochę będzie spała. Jesteś zmęczona, musisz odpocząć, inaczej nie damy sobie rady. Wiem, powiedziała Róża. Dlaczego ona ciągle ryczy, jak nie przestanie, to ja zacznę w kończy wyć. Wiesz co, Marcinowi wpadł do głowy pewien pomysł, może poprosimy moją mamę, ona chętnie przyjedzie, zobaczysz, będzie nam lżej. To może ja swoją mamę ściągnę, też będzie lżej. Kochanie, próbował łagodzić sytuację, twoja czy moja mama, obojętnie, ważne, żeby nam pomogły. To co, dzwonię? Dzwoń, jak się nie zgodzi, ja zadzwonię po moją mamę. Dobry wieczór tato, zaczął, co u was słychać? Miło, że zadzwoniłeś, jak Wioletka, zdrowa? Tak, zdrowa, ale często płacze. Mam prośbę, czy mama mogłaby do nas przyjechać, i trochę pomóc przy małej? Sam zapytaj. Gienia, syn do ciebie. Witaj kochanie, usłyszał w słuchawce, co słychać? No właśnie, chodzi o to, że my nie wyrabiamy, mała ciągle płacze. Róża jest niewyspana, a ja przecież rano do pracy. Ona nie płacze, powiedziała mama, tylko śpiewa, musicie się do tego przyzwyczaić. Do tego nie można się przyzwyczaić, odparł, i już wiedział, że mama nie da się wpakować w pieluchy wnuczki. Kiedy się rozłączył, powiedział do żony, dzwoń do swojej. Witaj córeczko, usłyszała w słuchawce, co u was słychać, mała zdrowa? Zdrowa mamo, zdrowa, tylko ciągle czegoś chce. Ona nie umie mówić, dlatego płacze, powiedziała pani Teresa, daje ci znać, że coś jest nie tak. Musisz nauczyć się odróżniać rodzaje płaczu. Mamo, ja już nie wyrabiam, w nocy nie śpię, w dzień nie śpię, jeszcze karmię, nie mam apetytu, sama ciągle płaczę, tracę siły, i wiesz co, zaczyna mnie męczyć moja własna córka. Kochanie, spokojnie, to jest trudny czas w połogu. Chcesz, to jutro przyjadę do was? Bardzo chcę, powiedziała Róża, jesteś kochana. W tym momencie Wioletka dała znać o sobie. Marcin poszedł do pokoju, wziął ją na ręce, przytulił do siebie i zaczął cichutko śpiewać piosenkę, jaką pamiętał z lat dziecięcych. Jemu też mama długo śpiewała do snu, zawsze przy tej piosence zasypiał. Ale nie Wioletka. Ciągle płakała. Daj, powiedziała Róża do męża, nakarmię ją. Zbliżała się północ, a oni nie mogli zasnąć, ba, nawet położyć się, bo Wioletka ciągle popłakiwała. Dlaczego ona ma taki brzuszek, zapytał, kiedy zmieniał pieluchę? Nie wiem, odparła Róża. Coś jest nie tak, pomyślał, ale przecież nie znał się na dzieciach. Wioletka była ich pierwszym dzieckiem, i chyba ostatnim, po tych przeżyciach mieli dość tej jednej córeczki. Byli młodymi ludźmi, do tej pory w głowie im były zabawy, przyjemności, a teraz nawet nie pomyślą, że taki świat gdzieś istnieje. Z samego rana, kiedy Róża zasnęła na blacie stołu kuchennego, do domu weszła jej mama. Jak ty kochanie wyglądasz, powiedziała z troską w głosie, tak długo nie wytrzymasz. Mamo, ona dopiero zasnęła. Idź się wykąp, powiedziała pani Teresa, ja zrobię sobie kawę. Posłusznie powlokła się do łazienki. Nawet nie wiedziała, kiedy Marcin poszedł do pracy. Zdawało jej się, że czas się gdzieś zatrzymał między porodem a dniem dzisiejszym, ciągle łzy, ból, i zniechęcenie. Usłyszała płacz Wioletki. Do pokoju poszła mama. Była spokojna, wiedziała, że dobrze zajmie się wnuczką. Kiedy Róża wyszła z łazienki, mama zapytała się jej, gdzie ma koperek. Nie kupiłam, ostatnio nie gotuję obiadów, nie mam siły. Kochanie, zaczęła pani Teresa, nie taki koperek, chodzi mi o taki dla dzieci. A jest taki, zapytała? Nie wiesz tego? Pani Teresa była zdziwiona. Twoja córka ma kolkę, dlatego płacze. Nie wiedziałam, powiedziała zgodnie z prawdą. Po tym koperku przestanie płakać? Przestanie, powiedziała pani Teresa, zadzwoń do Marcina niech kupi, bo ja nie wiem gdzie jest u was jakaś apteka. Kochanie, kup koperek w aptece, nic nie dyskutuj, tylko idź do apteki i kup. Wyobraź sobie, że chciał dyskutować na temat koperku, ja nie mogę, kiedy on dorośnie. Spokojnie, jesteś zmęczona, on przecież chciał się tylko dopytać, nic więcej. Wiesz co Różyczko, idź połóż się spać, o której będziesz teraz karmić? Zaraz muszę ją nakarmić, bo znowu zacznie płakać. Trochę jej brzuszek pomasowałam, to jej ulżyło. Koperek jej pomoże. W tym momencie wszedł Marcin, podał teściowej opakowanie z koperkiem i patrzył pytająco to na żonę, to na teściową. Zaparzę herbatkę Wioletce, powiedziała pani Teresa, zaraz będzie dobrze. Skąd mama wie takie rzeczy, zapytał? Wychowałam trójkę dzieci, dlatego jestem teraz taka mądra, a uwierzcie mi, też nie było mi łatwo. ROZDZIAŁ CZWARTY Napisany: 09-01-2020 19:52 Kalina tego dnia postanowiła pójść do parku z Fabiankiem. Dziecko pobawi się na placu zabaw, a ona z Różą poplotkują sobie. Cześć, powiedziała do słuchawki, kiedy już wybrała numer Róży. Idę zaraz do parku z małym, przyjdź z Wioletką, dzieci się pobawią, a my pogadamy, brakuje mi zwykłych rozmów, to siedzenie w domu tylko z dzieckiem cały dzień, dobija mnie. Były z Różą w kontakcie. Obie przeżywały rozterki z wychowywaniem dziecka, a było o czym rozmawiać. Fabian stał się nieznośnym chłopcem, ciągle domagał się uwagi. Nawet jeśli Kalina rozmawiała ze swoim mężem, Maciejem, Fabian ciągle im przerywał. Wchodził między rodziców i upominał się o uwagę. Jeśli jej nie otrzymał, rzucał się na podłogę z krzykiem, albo bił głową o ścianę. W sklepie, kiedy Kalina rozmawiała z kasjerką, on również jej na to nie pozwalał. Ciągle musiał być w centrum uwagi. To minie, usłyszała od psychologa, to taki wiek. Miał już cztery lata, to kiedy miało mu minąć? A życie z takim dzieckiem stawało się nie do zniesienia. Nie było im łatwo. Wioletka natomiast była rozpieszczana przez tatusia. Róża nie dawała rady. Wioletka musiała wszystko mieć i to już, bo inaczej krzyk. Nie pomagały rozmowy z mężem, Marcin tak był zakochany w swojej córeczce, że żadne argumenty do niego nie przemawiały. Teraz obie kobiety spotkały się na placu zabaw. Ponieważ dzieci dobrze się znały już od niemowlęctwa, traktowały siebie po przyjacielsku, jakby ze sobą współpracując w dokuczaniu mamusiom. Teraz oboje, Wioletka i Fabianek siedzieli na huśtawkach, a mamusie na ławeczce rozmawiały. Jak sobie radzisz, zapytała Róża? Lepiej nie mówić, odparła Kalina, jeszcze trochę a Fabianek przejmie pełną władzę nade mną, jeśli czegoś nie zrobimy. Aż tak źle? Żebyś wiedziała, nie masz pojęcia ile on ma siły. Jak się rzuci na podłogę, to nie mogę go podnieść. Po co go podnosisz, niech leży i wrzeszczy, nawet nie zwracaj na niego uwagi. W sklepie, zapytała? Aha, to on ci w sklepie już takie numery wycina? Tak, jeśli czegoś mu nie chcę kupić. Coś ci powiem, spróbuj nie zwracać na niego uwagi nawet w sklepie. Zostaw wózek z zakupami i wyjdź ze sklepu i poczekaj aż sam wyjdzie. Żeby mnie ludzie zakrakali? Chcesz wychować dziecko czy przypodobać się ludziom? Może spróbuję, powiedziała Kalina. A jak u ciebie? Jeżeli chodzi o Wioletkę, to jest wina Marcina. Marcin uważa, że jego córeczka musi mieć wszystko najlepsze, i wszystko co sobie zażyczy. No nieźle, powiedziała Kalina, to mamy niezły problem. A miało być tak pięknie, westchnęła. Planujecie drugie, zapytała Róża? Coś ty, żadne drugie, z tym jednym nie dajemy radę. To tak samo jak ja, też nie chcę drugiego, wolę skupić się na jednym, z którym sobie nie radzę, a jak widać, mąż mi nie pomoże. Dzieciaki chodziły teraz po drabinkach i coś tam do siebie wykrzykiwały. Dobrze się czuły w swoim towarzystwie. A jak w przedszkolu, nie skarżą się panie, zapytała Róża? A wiesz, że jest grzeczny, tylko w domu sobie pozwala za dużo. To masz dobrze, moja Wiola wyrywa dzieciom zabawki z rąk, sama nikomu nic nie da, i na dokładkę bije, jeśli ktoś jej chce coś zabrać. Pamiętasz jak cieszyłyśmy się będąc w ciąży? Pamiętam, powiedziała z westchnieniem Róża, tak bardzo pragnęłam dziecka, to go teraz mam. Ja też, nie mogłam się doczekać. Dlaczego nam nikt nie powiedział, że to takie potworki? Dzieci są słodkie, tylko coś chyba źle robimy? Ja już nic nie wiem, dodała Kalina, tylko się zastanawiam czy będzie gorzej czy lepiej. Na lepiej to nie licz, one chcą jak najwięcej dla siebie ugrać, i próbują na ile mogą sobie pozwolić. Jeśli z mężami nie będziemy trzymały jednego frontu, to one będą to wykorzystywać. Masz rację, ale jak przekonać ich do tego, byśmy się wspierali, a nie walczyli o dziecko? Mam nadzieję, dodała, że przekonam do tego męża, ty też spróbuj, bo wychowamy egoistów. Czas wracać, powiedziała Róża, obiad trzeba gotować, sam się nie zrobi. Kobietom jakby urosły skrzydła, pełne dobrej myśli poszły z dziećmi do domów. Podczas obiadu będą rozmawiały na temat swoich pociech ze swoimi mężami. Coś muszą zrobić, wiedziały, że od tego zależy przyszłość ich rodzin. ROZDZIAŁ PIĄTY Napisany: 14-01-2020 04:16 Czas nieubłaganie umykał. Dzieci rosły jak na drożdżach pod troskliwą opieką rodziców. Przyszła pora na szkołę. Szkoła była również sprawdzianem i dla rodziców. Rozwydrzone dwa potworki poszły do jednej klasy. Już pierwszego dnia Wioletka pokazała, kto tu będzie rządził i pogoniła dziewczynkę z ławki, żeby mógł usiąść Fabianek. Tak zleciały im trzy lata klas podstawowych. Któregoś dnia, kiedy Wioletka rozmawiała z tatą, zapytała, czy coś jej grozi jeśli pobiła dziewczynkę? Pobiłaś dziewczynkę, zapytała Róża? Oj tam, pobiła zaraz, zaczął bronić Marcin, na pewno miała powody, prawda córeczko? Marcin, co ty gadasz, jakie powody, nie wolno się bić! Kochanie, zaczął, jeśli to byłoby coś groźnego, na pewno byśmy już wiedzieli. Żeby nie było za późno, zaczęła, pamiętaj, że twoja aprobata zachęca ją do takich zachowań. Wioletko, zaczęła mówić, nie wolno nikogo bić, to jest przestępstwo, za które dorośli mogą iść do więzienia. Ale ja nie jestem dorosła, to mogę, prawda tatusiu? Marcin, krzyknęła Róża, ani się waż jej przytaknąć! Córcia, nie bij nikogo, zaczął, bo mama nam głowy pourywa. Jeszcze obracaj to w żart. Jaki ty jej dajesz przykład? Tego było dla Róży za wiele. Musiała się komuś wygadać. Zadzwoniła do Kaliny. Jak u ciebie, zapytała? A, szkoda gadać, ciągle coś się dzieje, wiesz co sobie wymarzył Fabian? Nie wiem, odparła zgodnie z prawdą. Zachciało mu się motorynki, więc zaczyna swoje wycie syreny. Słyszę, powiedziała Róża, nawet głośno to robi. Nie śmiej się, ja już nie wytrzymuję. Specjalnie chodzi po całym domu i mnie wkurza. Dlaczego Maciek nie porozmawia z nim? Maciek udaje, że nie słyszy. Może to też metoda. Może i jest, ale ile można wyć? Widocznie do tej pory to działało, zatem dlaczego nie stosować sprawdzonych metod na nas? Masz rację, ja się nie ugnę, a jak Maciek mu kupi tę motorynkę, to ją zepsuję. Aż taka jesteś zdesperowana? Ale poszukaj w internecie, czy jedenastolatek może jeździć motorynką? Wydaje mi się, że nie, ale sprawdź. Będziesz miała argument w ręku. Masz rację, zaraz sprawdzę. Tylko mu nic nie obiecuj, bo się uchwyci obietnicy i będziesz w przyszłości miała przegrane. A co u ciebie, zapytała Kalina? Wioletka pobiła jakąś dziewczynkę. Słyszałam, rodzice się zdenerwowali i zrobili awanturę wychowawczyni. To przyjdzie nam się tłumaczyć, zaczęła Róża. Do czego to doszło. Co one jeszcze nam w przyszłości wywiną? Nie wiem, już się boję, albo będą przykładnymi obywatelami, albo przestępcami. Albo politykami, zaśmiała się Róża. Nie , tylko nie to, dodała Kalina. Dobrze się uczą póki co, zdobędą zawód i poukładają sobie życie. Oby, kochana, oby. Następnego dnia Róża musiała iść do szkoły. Zadzwoniła do niej wychowawczyni Wioletki, żeby przyszła na rozmowę. Róża wiedziała, jaka to będzie rozmowa. Było jej wstyd za córkę. Nie wiedziała jak ma trafić do córki, żeby ta przestała rozrabiać. Niech pani usiądzie, zaprosiła wychowawczyni. Wie pani już zapewne, że Wioletka bije dzieci, jeżeli nie chcą robić tego, czego ona sobie zażąda. Słyszałam, jest mi niezmiernie przykro. Tak nie może być, to nie był pierwszy raz, rodzice tej dziewczynki poszli do kuratorium i najprawdopodobniej Wioletka zostanie przeniesiona do innej szkoły a przy dobrych układach, do innej klasy. Tego się Róża nie spodziewała. Myślała, że będzie to jakaś uwaga, reprymenda, ale żeby tak karać? Musi być pani na to gotowa i Wioletka też. Róża wracała do domu smutna, chciało jej się płakać. Przecież zawsze chciała dla dziecka jak najlepiej, ale to co się dzieje, do niczego dobrego nie prowadzi. Trzeba coś zrobić, pomyślała, najpierw porozmawiam sobie z Marcinem. ROZDZIAŁ SZÓSTY Napisany: 19-01-2020 04:26 Skąd to masz, krzyknęła Róża! Kupiłam sobie, odpowiedziała Wioletka. Za co kupiłaś, przecież zabraliśmy ci kieszonkowe. Zarobiłam, odburknęła. Jak to zarobiłaś, masz piętnaście lat i tylko same problemy z tobą. Gdzie zarobiłaś? Zarobiłam i już. Wracaj tutaj, jeszcze z tobą nie skończyłam. Wioletka uciekała od matki, wiedziała, że ona nie odpuści, a przecież nie powie jej prawdy, bo stary ją za to zabije. Próbowała wyjść z domu, ale nie zdążyła, bo wszedł Marcin. Kiedy zobaczył wściekłą żonę, wiedział, że Wioletka znowu coś wywinęła. Od pewnego czasu obwiniał siebie to, że był tak pobłażliwy wobec córki, efekty szybko dały znać o sobie. Co się dzieje? Mnie się pytasz, zapytaj swojej córeczki. Wioletka, co się stało? Nic, matka szaleje. Ja szaleje, to chodź zobacz co ona sobie kupiła. Za co kupiła, przecież za ostatni wybryk zabraliśmy jej kieszonkowe. No właśnie, to sobie zobacz. Marcin nie mógł uwierzyć własnym oczom. Skąd miałaś pieniądze? Zarobiłam. Jak zarobiłaś, mów mi tu prawdę. Dajcie mi spokój, krzyknęła, nie dajecie mi pieniędzy to muszę sobie radzić. Dziewczyno, co ty mówisz, masz wszystko, jedzenie,ubrania, dach nad głową i rodziców, którzy cię kochają, a ty wymyślasz jakieś głupoty dla usprawiedliwienia tego co robisz? A może ty kradniesz, bo to wszystko tanie nie jest. Nie kradnę, tylko zarabiam. Gdzie zarabiasz, dociekał Marcin, którego strach obleciał na samą myśl jaka się przyczepiła do jego umysłu. Dajmy jej spokój, potem się z nią rozmówimy, powiedziała Róża, a teraz chodźmy na obiad. Wioletka, idziesz jeść, zapytała już łagodnie, chociaż nerwy szarpały ją od środka. Nie, nie jestem głodna. Po paru minutach siedzieli w kuchni przy stole jedząc obiad. Róża, a co jeśli ona się prostytuuje? Mi też to przyszło do głowy, bo to nie są takie rzeczy, nas na to nie stać. Teraz te młode dziewczyny są inne niż my, one muszą mieć markowe rzeczy, inaczej nie liczą się w elitarnej grupie. Jaka z nas elita, pracujemy ciężko żeby ta gówniara miała wszystko, a ona wywija ciągle jakieś numery. Jak była mała mówiłam ci, że trzeba wychowywać, a nie rozpieszczać. Na wszystko jej pozwalałeś, to teraz są tego efekty. Chciałem, żeby widziała że ją kocham. Można kochać i stosować zasady, które kształtują charakter. Robiłeś co ona chciała, a ja byłam tym żandarmem. Miej pretensje do siebie. Po niespełna godzinie Marcin poszedł do pokoju Wioletki, po prostu chciał z nią porozmawiać na spokojnie. Kiedy otworzył drzwi, stanął jak wryty. Róża, ona uciekła, krzyknął w stronę kuchni. To w jej stylu, odpowiedziała, masz swoje pobłażanie, nic a nic nas nie szanuje. Tym razem przesadziła, jadę ją szukać. A gdzie chcesz jej szukać, nawet nie znamy jej koleżanek, bo tak skrzętnie je ukrywała przed nami. To nie wiem, policję zawiadomię. ROZDZIAŁ SIÓDMY Napisany: 19-01-2020 14:32 Kalina miała dosyć humorów syna. Fabian po szkole rzucał plecak w kąt i zasiadał przy komputerze. A jak nie przy komputerze spędzał godziny, to wychodził z domu, i nie wiadomo było gdzie jest, i co robi. Kiedy Kalina czy Maciek pytają, gdzie był i co robił odpowiada, że gówno was to obchodzi. Gówniarzu, krzyknął w końcu Maciek, jeszcze trochę a zabiorę ci komputer. A zabieraj, to przestanę się uczyć, mówiąc to, trzasnął drzwiami od pokoju. Kalina nie chciała pozwolić, żeby piętnastoletni syn przejął władzę w domu, dlatego weszła do pokoju i bez słowa zabrała laptop. Oddawaj, krzyknął, gram przecież! Kalina nie odpowiedziała nic na te krzyki, tylko dodała, że od dzisiaj nie ma też kieszonkowego. Mam was w dupie, krzyknął, poradzę sobie bez was. Myślisz, że on nie da sobie rady bez komputera, są przecież kafejki internetowe. Może i są, odpowiedziała mężowi, ale pieniędzy mieć nie będzie na gry, bo za kafejkę trzeba płacić. Co się porobiło, żeby nastolatek tak odzywał się do rodziców. Kalina nie odpowiedziała nic, tylko zaniepokoił ją spokój jaki był w pokoju Fabiana. Idź zobacz co robi, powiedziała do męża, coś za cicho jest. Gówniarza nie ma, powiedział, kiedy zajrzał do pokoju syna, okno otwarte, zwiał. Wiesz co, oni muszą gdzieś się spotykać, bo Wioletka też im ucieka. Zadzwoń do Róży, może ona coś wie. Co cię do mnie sprowadza, zapytała Róża, kiedy odebrała telefon od Kaliny. Fabian uciekł z domu, może wiesz gdzie oni się spotykają? Nie mam pojęcia, moją Wioletę policja przyprowadziła w nocy podpitą. Wyobrażasz sobie, że ona piła alkohol? Właśnie tego też się boję, może i mój Fabian zacznie pić. A tak miało być pięknie, zaczęła Róża, miałyśmy cieszyć się dziećmi i być z nich dumne. Może porozmawiać z pedagogiem w szkole? Nie wiem, wiem natomiast, że nasze dzieci wpadły w nieodpowiednie towarzystwo, i będziemy mieli coraz więcej problemów. A co na to Maciek, zapytała Róża? Poszedł go szukać, mam nadzieję, że go znajdzie i przyprowadzi do domu. A wy za Wioletką też chodzicie? Chodzę po nią do szkoły, ale ona zawsze znajdzie wymówkę, żeby na chwilkę wyjść, i nie ma jej kilka godzin. Nie mam już siły. No tak, alkohol, papierosy, narkotyki, to dla nich jest atrakcja. Tak, to prawda, jest teraz taka moda na te używki, ale jak przekonać dzieciaki, że to do niczego dobrego nie prowadzi? Nie wiem, może zaprowadzić ich tam, gdzie leczą nałogowców? Może, coś musimy zrobić, bo inaczej dzieciaki się stoczą. Wiesz, zaczęła Róża, ja muszę Wioletkę pilnować, bo zdaje się, że się sprzedaje, ma dużo drogich rzeczy. O matko, westchnęła Kalina, wiesz co, wynajmij detektywa. Nie pomyślałam o tym, ale muszę porozmawiać z Marcinem. A gdzie jest Marcin? Szuka Wioletki po mieście. To się narobiło, dzieciaki nam się staczają, i mam wrażenie, że to nasza wina. Już się tak nie biczuj, trzeba po prostu działać. ROZDZIAŁ ÓSMY Napisany: 22-01-2020 15:26 To dokąd idziemy najpierw, zapytał Marcin. Nie wiem od czego zacząć, odparł Maciek. Gdzie one zazwyczaj chodzą? A mi skąd takie rzeczy wiedzieć, one teraz chadzają własnymi drogami, niewiele o nich wiemy. Ale z nas rodzice, dzieci nami rządzą. Marcin przestań, mało mamy problemów, jeszcze sami będziemy sobie dokładać? Według sugestii Róży, zaczął Marcin, powinniśmy iść do galerii. Dlaczego do galerii, co one tam miałyby robić? Nie gadaj za dużo, tylko idziemy, pochodzimy, zobaczymy, może tam są, a jak nie, to mamy iść do garaży podziemnych. Maciek już nic nie pytał, tylko poszedł za Marcinem. Chodzili po galerii, widzieli dużo młodzieży. Co one tutaj robią o tej porze, zastanawiał się Maciek, ale nie zadawał pytań, pomyślał, że Marcin wie, co robi. Po jakiejś godzinie, Marcin powiedział; idziemy do garaży. Kiedy weszli na najwyższy parking, od razu zobaczyli Wioletkę. Stała z jakąś jeszcze dziewczyną, i dwoma dorosłymi mężczyznami. Wioleta, krzyknął Marcin biegnąc w stronę córki. Dziewczyna pociągnęła Wioletę za rękę i uciekły między samochodami. Marcin wiedział, że nie ma co gonić córki, pogada z nią kiedy wróci do domu, albo powiadomi policję. Co chcieliście od tych dzieci, zapytał osłupiałych mężczyzn? Nic, podeszły do nas i zaczęliśmy rozmawiać, nic więcej. Proponowały nam, seks za pieniądze. Ale panie, ciągnął mężczyzna, ja mam żonę, rodzinę, po co mi kłopoty z małolatami. Panie, dodał mężczyzna, pilnuj pan lepiej swojej córki, a nie czepiasz się niewinnych ludzi. Maciej stał jak wryty w ziemię, zrozumiał, czego boją się Róża z Marcinem. Ale gdzie jest Fabian, skoro nie jest w Wioletą, to z kim teraz jest? Co robimy, zapytał Marcin, Wioletki teraz nie znajdziemy. Poszukajmy Fabiana. Jak myślisz, gdzie on może teraz być? Nie mam pojęcia, może koło dyskoteki, będą się kręcić. Kiedy znaleźli się koło jednej z dyskotek, zauważyli grupkę chłopaków, którzy głośno nad czymś rozprawiali. Kiedy podeszli bliżej, zauważyli Fabiana, ale nauczeni przykładem Wioletki, nie odzywali się, podeszli spokojnie, i Maciej złapał go za kurtkę. Co jest, krzyknął Fabian, obrócił się i zobaczył ojca. Puść mnie, po co za mną chodzisz? Do domu gówniarzu, wycedził przez zęby Maciek, potem podyskutujesz ze mną. A najpierw powiesz mi, gdzie może być Wioleta. Nie wiem, gdzieś się szwenda z Klaudią. Kto to jest ta Klaudia, i gdzie mieszka? Nie mam pojęcia to koleżanka Wioletki. Dzisiaj już nic nie wskóramy, powiedział Maciek, musimy poczekać do jutra. A jutro dowiemy się w szkole gdzie mieszka ta Klaudia. Nie wiem co robić, zaczął Marcin, zadzwonię do Róży. Kiedy się rozłączył, powiedział tylko; wracamy do domu. Zastanowimy się z Różą co robimy dalej. Nie wyrywaj się, krzyknął Maciej do syna, jestem jeszcze silniejszy od ciebie. Za bardzo ci pobłażałem, od dzisiaj będzie inaczej. Maciej, czy on czegoś nie brał? Też tak pomyślałem, w domu sobie z nim pogadam. Marcin bardzo się bał o Wioletkę, wiedział, że zawiódł jako ojciec. Róża mu ciągle powtarzała, że nie można za bardzo pobłażać dzieciom, ale on chciał być wyjątkowym tatą, i to się na nim zemściło. Kiedy panowie się pożegnali, każdy poszedł do swojego domu. Marcin poczuł smak porażki. Nawet nie potrafił złapać córki i przyprowadzić ją do domu. Co się stało, zapytała Róża, kiedy Marcin wszedł do kuchni. Opowiedział jej gdzie znalazł Wioletkę i w jakiej sytuacji. Wiedziałam, powiedziała Róża, mamy w domu małoletnią galeriankę. Jak to się wyda, zabiorą ją nam. Róża nie miała już siły, poniosła porażkę, nie wiedziała jak postępować z córką, żeby ją wyprowadzić na ludzi. Co robimy, zapytał Marcin, dzwonimy na policję? Zwariowałeś, na własną córkę policję? Nie na córkę, tylko żeby ją znaleźli i przyprowadzili. Dobrze, powiedziała Róża z rezygnacją w głosie, tylko poczekajmy do dwudziestej, dobrze? Dobrze, zrobię herbaty, napijemy się. Co mają w głowie te dzieciaki, niczego im nie brakuje, chyba tylko wrażeń. Tak wrażeń, dodał, i markowych rzeczy, jakby bez tego nie można było żyć. Kiedy minęła godzina dwudziesta, Marcin wybrał numer sto dwanaście. Nie miał wyjścia, córka jeszcze nie wróciła ze szkoły. Wiedział, że z tego zajścia będzie sporządzona notatka, jak wpłynie na ich rodzinę? Któż to wie? ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Napisany: 30-01-2020 13:09 Co my teraz zrobimy, starzy mnie zabiją, wyszeptała Wioletka, nie darują mi. Nie wrócę do domu. Wioletka panikowała, bała się rozmowy z rodzicami, nie wiedziała co zrobią, skoro dowiedzieli się, czym ona się zajmuje. Nie panikuj, nic ci nie zrobią, powiedziała Klaudia, oni ciebie kochają, nie to co moi starzy, im jest obojętne co robię, ważne, że przynoszę pieniądze i mają za co pić. Obie siedziały na podłodze w garażu, schowane za samochodem. Jeszcze widziały mężczyzn, lecz za parę minut nie było już ani jednego. Musimy poczekać, mogą siedzieć w samochodzie pod galerią. Wioletka cała dygotała ze strachu, wstydu. Jak ona się wytłumaczy? Klaudia nie miała czego się bać, da rodzicom pieniądze i będzie miała spokój. Zazdrościła Wioletce rodziców, którzy się o nią troszczą i boją się o nią, ona tego nie zna. Po jakiejś godzinie, podniosły się, i biegiem ruszyły do wyjścia. Kiedy już poczuły się bezpiecznie, przystanęły i łapały powietrze. W końcu Wioletka zapytała; gdzie teraz idziemy? Ja do swojego domu, a ty to ja nie wiem. Zostawiasz mnie samą? Przecież masz dom i kochających rodziców, chyba nie chcesz spotkać się z moimi, oni są ciągle zachlani. Jakbym miała takich rodziców, nigdy bym nie zrobiła nic, co by im się nie spodobało. To dlaczego mnie do tego namawiałaś? Bo nie chciałam być sama, rozumiesz? Jesteś podła, zniszczyłaś mi życie, a rodzice przez ciebie mnie zabiją. Nic ci nie zrobią, najwyżej zabiorą ci internet albo kieszonkowe, wtedy sobie zarobisz w galerii. Ale z ciebie suka, okłamałaś mnie, taka z ciebie przyjaciółka? Nie rycz, tylko idź do domu i połóż się spać, bo inaczej jutro będziesz miała podkrążone oczy. Ty dziwko, krzyknęła Wioletka! Taka sama jak i ty. Wioletka odwróciła się i zaczęła biec. Nie wiedziała co ma zrobić. Do domu nie wróci, przyjaciółka ją okłamała, została sama. Praktycznie jeszcze dziecko pozbawione poczucia bezpieczeństwa. Poszła do parku. Tu już było cicho, nikogo nie było. Usiadła na ławce i zaczęła płakać. W końcu położyła się, i zasnęła. Obudziło ją szarpanie za bark. Budzimy się, usłyszała, wstajemy, jak się nazywasz? Wioleta Nitecka, powiedziała, i z ulgą stwierdziła, że to nie jakiś pijak tylko policja. Mamy ją, powiedział policjant do słuchawki. Wiedziała już, że rodzice ją szukają, co ona teraz im powie? Jedziemy do rodziców, powiedział policjant, kiedy zapytała, co z nią zrobią, oni się z tobą już rozprawią. Zabrzmiało to groźnie, bała się okropnie. Kiedy zajechali przed dom, zobaczyła rodziców. Stali przed domem i niecierpliwie czekali na nią. Dziękuję bardzo, powiedział Marcin do policjantów. Nie ma za co, ale radzę lepiej pilnować dzieciaka, bo jeszcze sobie biedy narobi. Państwo zdajecie sobie sprawę z tego, że notatka pójdzie do opieki? Musi pan to robić? Taka praca, proszę pani, taka praca. Nieźle, jeszcze opiekę będziemy mieli na karku, złościł się Marcin. A ty pannico, do domu, mamy o czym rozmawiać. ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Napisany: 30-01-2020 16:37 Jak ty sobie gówniarzu wyobrażasz to wszystko? Będziesz chodził po klubach mając piętnaście lat? A poza tym, zaraz jedziemy do szpitala, niech ci pobiorą krew na obecność narkotyków. Po co jechać, obruszył się Fabian, sam mogę ci powiedzieć co brałem, nie musisz mnie upokarzać przed ludźmi. Słyszysz Kalina, jeszcze bezczelnie przyznaje się do ćpania! Może już dosyć, próbowała łagodzić sytuację, niech idzie spać, rano się zastanowimy co robić. Może masz rację, Maciek się wprost gotował, jeszcze gówniarzowi zrobię krzywdę. Zejdź mi z oczu, nie chcę na ciebie patrzeć. To ja robię z matką wszystko żeby ci niczego nie brakowało, a ty po prostu pijesz, ćpasz? Muszę z mamą się zastanowić, co z tobą zrobić, żebyś całkiem się nie stoczył, a teraz zejdź mi z oczu! Fabian w sposób nonszalancki podniósł się z krzesła. Gówno mi zrobicie, powiedział, i szybko zniknął za drzwiami. Jeszcze pyskuje, Maciek nie rozumiał zachowania syna. Kalina, zwrócił się do żony, gdzie popełniliśmy błąd? Jak to gdzie, od samego początku za bardzo był rozpieszczany, żadnych zasad, no może tylko jedna, aby synkowi było dobrze. Zadzwonię do Róży. Ciekawa jestem jak radzą sobie z Wioletką. I co tam kochana u was, zapytała, kiedy po drugiej stronie usłyszała głos Róży. Wioletka już poszła spać, zaczęła Róża, Marcin siedzi przy stole w kuchni i tylko trzyma się za głowę, nawet do mnie nic nie mówi. Dotarło do niego, że rozpieścił córkę na tyle, że teraz ona uważa, iż jej się wszystko należy. A teraz takie są efekty, że chce mieć wszystko na już. Kalina, Wioletka jest galerianką, rozumiesz? Coś mi tam Maciej mówił, ale nie za bardzo do mnie docierało. Mój Fabian ćpa i pije, dodała Kalina. Co my teraz zrobimy? Nie wiem kochana, rano coś uzgodnimy z Maćkiem. Trzeba chyba porozmawiać z pedagogiem w szkole? Chyba tak, może to coś da. A jak nie da? Nie ma takiej opcji, musi się znaleźć jakieś wyjście. To co, do jutra, spotkajmy się jak dzieciaki pójdą do szkoły. Dobrze, zatem do rana, trzeba wypocząć, żeby mieć siłę na walkę z własnymi dziećmi. Jak to zabrzmiało, pomyślała Róża, jakbym toczyła jakąś batalię o coś. Faktycznie, będzie to walka o życie dzieciaków. Rano obie kobiety po odstawieniu dzieci pod samą szkołę, poszły najpierw na spacer do parku, a potem na kawę do Róży. Potrzebowały swojego wsparcia. Ich radość z posiadania dzieci szybko się skończyła, a zaczęła się troska o ich wychowanie, i to też nie poszło tak, jakby chciały. Pod wieczór Róża zadzwoniła do Kaliny. Zaniepokojona zapytała, czy Fabian jest w domu? Nie, nie ma go, a Wioletka jest? Też nie ma. Nie mogę też się do niej dodzwonić. To tak jak i Fabian. Co robimy? Nie wiem, czekam na Marcina. Ja też czekam na swojego. Co te dzieciaki znowu nam wywiną? Nie mam pojęcia, zaczęła Róża, ale na pewno chcą nam tym razem zrobić na złość. Też tak uważam, chyba lubią jak za nimi chodzimy? Nie mam już siły na tę moją córkę, oni razem to mieszanka wybuchowa, coś na pewno przeskrobią. Najwyżej wylądują w poprawczaku. Nie mów tak, powiedziała Róża, to jednak nasze dzieci. To co mamy robić, nic na nich nie działa. Muszę kończyć, Marcin przyszedł. Nie ma jej, zapytał, odkładając kluczyki od samochodu na szafkę? Nie ma, boję się. Wiesz co, powiedział do żony, tym razem niech ją policja zgarnie, nie będzie się gówniara bawiła z nami w kotka i myszkę. Kochanie, ale może jej ktoś coś zrobić. Nie mamy na to wpływu, skoro nic do niej nie dociera, niech ją obcy ludzie nauczą rozumu. Zjedzmy w końcu obiad kochanie, dodał, po całym dniu należy nam się. Zadzwonił telefon. Marcin odebrał. Po drugiej stronie był Maciek. Jest Wioletka, zapytał? Nie, nie ma, a my siadamy do obiadu. Fabiana też nie ma, wygląda na to, że coś nam zmalują. Na to wygląda, odparł Marcin, ale nie myślę dzisiaj za nią ganiać. Masz rację, rzekł Maciek, ja też nie zamierzam. Zatem do jutra, czas na odpoczynek. Róża patrzyła na męża i nie dowierzała, jak się zmienił. Tracimy córką, powiedziała znad talerza. Nie przejmuj się, odparł, jedz spokojnie, bo stracisz siły. Jutro będziemy się martwić. ROZDZIAŁ JEDENASTY Napisany: 10-02-2021 14:37 Gdzie idziemy, zapytała Wioletka, kiedy spotkali się już z Fabianem pod szkołą po lekcjach. Muszę coś wziąć, powiedział, bo już nie wytrzymam. To ja idę z tobą, a masz jakieś pieniądze? Nie mam, starzy mnie odcięli od gotówki. To tak jak moi. Skąd weźmiemy na dragi, zapytał? Nie wiem, ale mam pomysł, chodź pójdziemy do galerii. Po co do galerii? Nie gadaj tyle, tylko chodź. Nie lubię łazić po tych sklepach, to nie dla mnie, a poza tym, tam nie dają hajsu na narkotyki. Ale ty jesteś głupi, chodź, zaczepię jakiegoś gościa i zarobię. Zarobisz, jak zarobisz? Mam ciebie dosyć, krzyknęła, idziesz czy nie? Idę, ale muszę coś wziąć, bo nie wyrabiam. Jak zarobię, to weźmiemy, starczy nam forsy. Kiedy weszli do galerii Wioletka od razu zobaczyła starszego pana, który chodził spokojnym krokiem po sklepach. Stój tutaj, powiedziała, a ja idę zagadać, i już jej nie było. Fabian zobaczył jak Wioletka zaczyna rozmawiać z facetem, jak idą razem w stronę garażu. Teraz zrozumiał, co Wioletka miała na myśli, ale był na takim głodzie, że myślał o jednym - dostać pieniądze od Wioletki i iść kupić dragi. Poszedł za nimi, a kiedy weszli do samochodu, patrzył co się dzieje miedzy gościem a Wioletką. Miał wrażenie, że się rozsypie na kawałki. Widok ten z jednej strony go podniecił, a jednocześnie poczuł coś na kształt zazdrości o nią. Lecz niestety, głód narkotyczny był najsilniejszy. Kiedy już Wioletka wyszła z samochodu, podszedł do niej i zapytał; masz forsę? Mam, odparła, to gdzie teraz idziemy? Miał ochotę wyrwać jej pieniądze i uciec, żeby mieć tylko dla siebie dragi, ale pomyślał, że to dobry sposób zarabiania na narkotyki. Poszli w miejsce, które było Wioletce nieznane, ale ufała Fabianowi. Kiedy stanęli pod jakimś obskurnym budynkiem, Fabian powiedział, żeby zaczekała i dała mu pieniądze. Ile mam ci dać? A ile masz? Mam sto złotych, wszystkie chcesz, zapytała, kiedy Fabian wyciągnął rękę? Dawaj, za darmo nic nie ma. Wioletka podała mu banknot, aczkolwiek niechętnie. Musiała zrobić rzeczy, których nie lubiła, a pieniądze tak szybko zniknęły. Po paru minutach wrócił Fabian i pociągnął ją w kierunku parku. Co to jest, zapytała? Marihuana, odparł, zaraz się poczujemy lepiej. Wioletka zaciągnęła się papierosem i zwymiotowała. Fabian natomiast był już w innym wymiarze. Chcę do domu, powiedziała, ale reakcji z jego strony nie było żadnej. Tylko łapał nieistniejące motyle i śmiał się nie wiedzieć z czego. Wioletka wystraszyła się. Zaczęła biec przed siebie. Zdała sobie sprawę z tego, że narkotyki to nic dobrego. Bała się o Fabiana, ale nie umiała mu pomóc. W końcu znalazła się w miejscu, gdzie orientowała się, w którą stronę do domu. Lecz niestety, zrobiło jej się słabo, i musiała usiąść na ławce. Po jakimś czasie zorientowała się, że jedzie samochodem. Gdzie ja jestem, zapytała, chociaż nie widziała nikogo. Ocknęła się, usłyszała głos. To dobrze, odpowiedział drugi głos, już jesteśmy prawie na miejscu. Gdzie mnie wieziecie? Spokojnie, usłyszała, jedziemy do szpitala. Do szpitala, a dlaczego? Byłaś nieprzytomna prawie godzinę, odparł jej drugi głos, musimy zobaczyć co ci się stało. Teraz Wioletka zrozumiała. A gdzie Fabian? Jaki Fabian, zapytał pierwszy głos? On tam został, w parku, odparła zaniepokojona. A, ten co łapał motylki, zaśmiał się głos drugi, już jest w szpitalu. Wioletka nie zdawała sobie sprawy, w jak ciężkim stanie jest Fabian, ale o tym dowie się następnego dnia. Póki co, czuje się fatalnie, i jedzie do szpitala ROZDZIAŁ DWUNASTY Napisany: 20-02-2021 17:35 Róża z Kaliną chodziły nerwowym krokiem po korytarzu szpitala. Przyjechały akurat w momencie, kiedy zaczął się obchód. Zniecierpliwione czekały, kiedy przyjmie lekarz prowadzący. Co one nawywijały, zaczęła Róża, jeszcze policja, tego już za wiele. Żeby tylko nic się im więcej nie stało, powiedziała Kalina i głos jej się załamał. W tym momencie na korytarz weszła jakaś kobieta w asystencie policjantki. Obie z Różą stały jak wryte, wiedziały, że będą kłopoty. Pani Nitecka i pani Tulska, zapytała policjantka? Tak, odparły zgodnie. My w sprawie dzieci, ale najpierw z lekarzem porozmawiamy, a potem poprosimy panie na rozmowę. Nowacka, powiedziała pani po cywilnemu wyciągając rękę najpierw do Kaliny a potem do Róży, jestem z opieki społecznej. Opieka, zaczęła Kalina, a po co opieka? Nie dajecie sobie panie rady z dziećmi, dlatego jesteśmy do państwa pomocy. Sami sobie damy radę, zaczęła Róża. Proszę panią, jak do tej pory to nie za bardzo wam wychodzi wychowywanie dzieci, dlatego tym zajmie się sąd rodzinny, a do tej pory dzieci pójdą pod opiekę państwa. Nie zgadzam się, krzyknęła Kalina! Ale pani w opieki już nie słuchała, tylko grzecznie potruchtała za panią policjantką, którą poprosił do gabinetu lekarz Dlaczego nic nam nie mówią co jest z naszymi dziećmi, zaczęła denerwować się Kalina. Nie wiem, odpowiedziała Róża. Siedziała skulona, a głowę trzymała w dłoniach, nie wiem, już nic nie wiem, niech mi tylko powiedzą co jest z moją córką. W tym momencie z drugiego gabinetu wyszedł lekarz. Panie pozwolą do gabinetu, porozmawiamy sobie. Weszły pełne obaw i skromnie przysiadły w fotelach, które zapraszały wręcz do relaksu. Były miękkie, wygodne i lekko się huśtały, jakby chciały uśpić ich czujność. A więc tak, zaczął, Wioleta jest świadoma tego co się stało, ale jest po brutalnym seksie, nie jesteśmy w stanie stwierdzić czy to był gwałt, ponieważ utrzymuje, że sama tego chciała. Matko Przenajświętsza, krzyknęła Róża, co pan do mnie mówi? Niech się pani uspokoi, resztę dowiecie się na policji, ale jest jeszcze coś, oboje byli naćpani. Jeszcze narkotyki, nie mieściło się Róży w głowie! A teraz Fabian, zaczął, fabian jest w śpiączce, przedawkował, przez najbliższe godziny nic innego nie możemy zrobić, tylko czekać. To tyle, jeśli chodzi o wasze dzieci, a teraz muszę panie przeprosić, mam swoje obowiązki. Możemy iść do nich, zapytała Kalina? Tak, proszę za mną, zaprowadzę panie. Róża podeszła do łóżka Wioletki, nie wiedziała jak ma się zachować. Najchętniej by ją po prostu zlała, może to by pomogło, ale nie może nawet podnieść głosu. Mamo przepraszam, usłyszała, ja już nie będę, przysięgam, nigdy nie pójdę do galerii, ani nie będę brała narkotyków, proszę cię, nie gniewaj się. W Róży zagotowało się, ale odpowiedziała ze spokojem. Kochanie, tobą i Fabianem już zajmuje się policja, opieka, a i wkrótce sąd, ja już nic nie mogę zrobić. Mamo, jaka policja, jaki sąd? Dla nieletnich skarbie, będziesz po prostu sądzona. A mówiłam, prosiłam, nic nie pomagało. jeszcze jak ojciec się dowie, to piekło w domu będę miała ja. W tym samym czasie Kalina siedziała na stołku obok łóżka Fabiana. Wzięła go za rękę i delikatnie głaskała. Serce jej chciało wyskoczyć z piersi kiedy widziała go podłączonego do rurek i przewodów. Coś ty zrobił kochanie, coś ty zrobił. Łzy jej spływały po policzkach, ale nie była w stanie nic zaradzić. Bezradna, sięgnęła w końcu po telefon i wybrała numer do męża. Kiedy w końcu przyjedziesz, wyszeptała do słuchawki. Co tak szepczesz, zapytał? Jestem przy Fabianku, a on śpi. Jest w śpiączce to co ma robić? Skąd wiesz, że jest w śpiączce? Rozmawiałem przed chwilą z lekarzem. Kochanie, zaczął, po południu mamy się zgłosić na policję, mam już powiadomienia, więc nie będę jechał do szpitala, tylko już z pracy pojadę na komendę, dojedziesz sama czy mam po ciebie przyjechać? Przyjedź, Róża też tu jest. Wiem, spokojnie, za pół godziny kończę pracę zgarnę Marcina i przyjedziemy po was. Teraz będziemy tłumaczyć się na policji, wyszeptała, tylko z czego? ROZDZIAŁ TRZYNASTY Napisany: 23-02-2021 02:34 Siedziały w kawiarni mieszając łyżeczkami kawę w filiżankach. Obie zamyślone jakby były w stanie odwrócić swoje życie na drugą stronę. Były przed rozprawą w sądzie rodzinnym. Nie wiedziały co stanie się z ich dziećmi. Nie dały rady wychować dzieci na porządnych nastolatków, i w głębi serca obwiniały siebie i mężów za to, że ich dzieci się stoczyły. Dzieciaki miały po piętnaście lat, i pierwszą w swoim życiu sprawę w sądzie. Jak myślisz, zaczęła Róża, sędzia potraktuje ich łagodnie? Nie wiem, odparła Kalina, nie znam się na tym, ale mam taką nadzieję, że weźmie pod uwagę ich wiek. Przecież nastolatki dostają małpiego rozumu, dodała. Broją to fakt, ale nasze dzieciaki dopuściły się przestępstwa. Nie martwmy się na zapas, co ma być to będzie. Żeby chociaż szkoły nie zawaliły, dodała Róża. Wiesz co, zaczęła Kalina, dziwię się, że mimo wszystko radzą sobie z nauką. Właśnie, tylko jakim cudem, przecież ciągle uciekają ze szkoły. Nie wiem, odparła Kalina, ale cieszyć się należy chociaż z tych drobnych rzeczy. Do czego to doszło, odparła Róża, kochane przez nas, niczego im nie brakowało, a mimo to zaczęły solidnie rozrabiać. Może popisywały się przed sobą, żeby tylko nam dokopać? Ale za co? Bo trochę im zaczęliśmy wprowadzać dyscypliny. Trzeba było tak od dziecka, a nie już nastolatków tresować, zdenerwowała się Kalina. Nie przesadzaj, zaczęła Róża, ale w naszym przypadku to Marcin za bardzo pobłażał Wioletce, a kiedy poczuła, że nie wszystko już może, zaczęła się buntować. Przestańmy się zadręczać, jutro rozprawa, więc od rana będziemy miały czas na zmartwienia, teraz napijmy się kawy i może pójdziemy na spacer, dodała Kalina? Następnego dnia o wyznaczonej godzinie, stali wszyscy w gmachu sądu, czekając, aż ich zawołają na salę rozpraw. Fabian był dziwnie spokojny, natomiast Wioletka wtuliła się w Różę. Mamo, odezwała się w końcu, nie pójdę do więzienia? Do więzienia nieletnich się nie wysyła, odezwał się Marcin, może do poprawczaka, ale nie do więzienia. Marcin, nie strasz jej, w obronie stanęła Róża, trzeba było ją wychowywać a nie rozpieszczać, to nie byłoby takich problemów. Ta co w tyłek jej nie wchodziła, odciął się Marcin. Uspokójcie się, rzekł Maciek, w domu pokrzyczycie na siebie, tutaj zachowajcie powagę, bo jeszcze zostaniecie ukarani jakąś grzywną. Słowa te podziałały na Niteckich, oboje już się nie odzywali, natomiast Wioletka nadal tkwiła w ramionach mamy. W końcu zaczęła się rozprawa. Po niespełna dwóch godzinach, wyszli wszyscy zadowoleni z obrotu sprawy. Dzieciaki dostały kuratorów do osiemnastego roku życia, a rodzice reprymendę. Trzeba to jakoś oblać, odezwał się w końcu Fabian, Wiolka, idziemy w miasto? Wydawało się rodzicom, że się przesłyszeli. Ja ci dam miasto, zdenerwował się Maciek, dopiero wyszedłeś z werdyktem sądowym i już chcesz nagrabić sobie? Jeżeli nie będziesz słuchał nas i kuratora to odwieszą ci kuratora, ale pójdziesz do poprawczaka, zrozumiałeś? Masz być przykładnym synem i uczniem, inaczej sam cię oddam do poprawczaka. Maciek po prostu się gotował wewnątrz siebie. Wioletka wprawdzie nie chowała się już w ramiona mamy, ale była grzeczna, póki co. Nic nie odpowiedziała Fabianowi, i grzecznie poszła z rodzicami do samochodu. Kalina, zdzwonimy się, zaczęła Róża, porozmawiamy jeszcze na ten temat, bo inaczej rozwalą mnie nerwy. Dobrze kochana, ja też chętnie z tobą porozmawiam, to pa na razie. Przyszła próba życiowa, czy ich małżeństwa to wytrzymają? U Niteckich już się zaczęły wzajemne oskarżenia. U Tylskich jakoś jeszcze panują nad sobą, ale do czasu. ROZDZIAŁ CZTERNASTY Napisany: 24-02-2021 22:36 I jak u ciebie Róża, zapytała, kiedy już przyjaciółka odebrała rozmowę. Była zdenerwowana, smutna, chciało jej się płakać. Zawsze w takich momentach dzwoniły do siebie. Rozumiały swoje sytuacje,dlatego łatwo im było rozmawiać na te tematy. Oj kochana, nie jest dobrze, myślałam, że to ich coś nauczy, ale nie, muszą ciągle coś wymyślać. Kalina, może się spotkamy? Pamiętasz tę kawiarnię przy rynku, tam, gdzie pierwszy raz spotkałyśmy się jak nam się urodziły dzieci? Pewnie, że pamiętam, jest jeszcze ta kawiarnia? Jest, niedawno przechodziłam obok niej. Dobrze, to może jutro? Ok, to jeszcze się zdzwonimy. Minęły dwa lata kiedy to dzieciaki dostały kuratora, teraz mają po siedemnaście lat, a problemów przybywa. Obie nie rozumiały dlaczego tak się dzieje. Kochały swoje dzieciaki, i cóż z tego, skoro mają przez nich same problemy, a i małżeństwa im się sypią. Teraz małżonkowie wzajemnie siebie obwiniają, nie zastanawiając się nad tym, czy czasami środowisko nie jest temu winne. Zmęczone takim życiem, miały tylko siebie, ponieważ tylko obie potrafiły zrozumieć co myślą i czują. Rozumiały swój ból i rozczarowanie. Kiedy już się spotkały po dłuższym czasie, miały co opowiadać. To mów, powiedziała Kalina, co tam Wioletka znowu zmalowała. Wyobraź sobie, że Wioletka była wystraszona sądem, dlatego już nie biegała po mieście, tylko siedziała w domu. Ale zamieniła miasto na komputer. Siedziała godzinami przed komputerem, a ja głupia nie zaglądałam do niej , zadowolona, że siedzi w domu. Zatem coś nawywijała? Tak, założyła sobie konto na jakimś portalu, nie wiem co to za portal, Marcin wie, i tam zaczęła rozbierać się przed kamerką za pieniądze, rozumiesz? Ona nadal robiła to samo, tylko w internecie. O matko boska, jak to odkryliście? Kiedyś Marcin zajrzał do jej laptopa, nie był wylogowany, i zobaczył jej rozebrane zdjęcia. Jaką mi zrobił awanturę, że niby to córki nie upilnowałam, jakby to on był z tego zwolniony. I co dalej, zapytała Kalina? Marcin postanowił, że powie o tym kuratorowi, bo ja sobie nie radzę, więc niech państwo zajmie się małą prostytutką. Tak się wyraził o córce? Tak, trzasnął drzwiami i nie widziałam go cały tydzień. To gdzie poszedł? Nie mam pojęcia, ale mam wrażenie, że pociesza się u jakiejś kobiety. To tak jak mój Maciek, powiedziała, też go o to podejrzewam. Co powiedział Marcin o Wioletce kuratorowi? Tak, był kurator, rozmawiał z nami, to znaczy ze mną i Wioletką. Jak się tłumaczyła, zapytała Kalina, z jednej strony z troski, ale i z ciekawości. Powiedziała, że potrzebuje pieniędzy a rodzice dają jej za mało. Kiedy kurator zapytał na co jej są potrzebne pieniądze, zwiesiła głowę i nic nie powiedziała. Czekamy niestety na następny wyrok, nie wiem kiedy będzie rozprawa. Wiesz, Wioletkę chyba nam zabiorą. A co u Fabiana? A szkoda gadać, zaczęła Kalina, nic się nie zmienia. Nadal narkotyzuje się. Tylko skąd on ma pieniądze? Zapytałam go o to, to mi odburknął, że to nie mój zasrany interes. Maciek już zaczął też uciekać z domu, ciągle coś mu wypada. Chyba czas go pośledzić, bo inaczej oboje mnie wykończą. Pamiętam jakie byłyśmy szczęśliwe z tymi ogromnymi brzuchami, jak czekaliśmy wszyscy na dzieci, a dzisiaj zastanawiam się, czy lepiej by nie było, jakbyśmy nie zaszły w ciążę. Nie ma co kochana się zadręczać, odparła Róża, jeszcze trochę będą dzieciaki dorosłe w sensie metryk. Myślisz, że to coś zmieni? Niewiele, ale sama świadomość jakoś daje mi nadzieję. Trudno żyć nadzieją, ale jest potrzebna. Wiesz co, zróbmy sobie wypad nad jezioro, teraz, pochodzimy trochę po lesie, posłuchamy przyrody, to da nam siłę. No to jedźmy, odpowiedziała Róża z entuzjazmem, dawno tam nie byłyśmy. Obie zadowolone ze swojej decyzji wsiadły do samochodu i ruszyły w drogę. ROZDZIAŁ PIĘTNASTY Napisany: 25-02-2021 12:31 Ciekawe co nasze dzieciaki teraz robią, zastanawiała się głośno Róża, kiedy spokojnie spacerowały sobie po lesie. Faktycznie, odparła Kalina, mają teraz wolne od nas, w końcu ile można pilnować dorastające dzieciaki. Jeszcze trochę będą miały po osiemnaście lat, a my ciągle uważamy je za ma małe brzdące. Przecież to nasze dzieci, jak mamy na nie patrzeć? Nie irytuj się, odparła Kalina, jeszcze parę miesięcy i będziemy mieli większy kłopot, bo będą uważały się za dorosłych i pełnoletnich. Pełnoletnie to będą, ale rozumu to im brakuje. A jak Marcin, już się uspokoił czy jeszcze się dąsa? Nie mam pojęcia, mało co rozmawiamy, a jak zaczynamy rozmawiać to się kłócimy, ciągle mnie obarcza za postępowanie Wioletki, jakby to on był święty. To tak jak Maciek, też uważa, że to moja wina, a przecież ostrzegałam. Szkoda gadać, posypały nam się małżeństwa przez dzieciaki. Usiądziemy trochę, zapytała Kalina, nogi już mi w tyłek wchodzą, nie jestem zwyczajna takich spacerów. Ja też już mam dosyć, odparła Róża. Usiadły na mostku, który był miejscem wędkarzy. To tutaj wraz ze swoim sprzętem, stołeczkami, przesiadywali panowie, mocząc przysłowiowe kije. Wspomnienie minionych lat, kiedy z ojcem przyjeżdżała nad to jeziorko, teraz dopadło Kalinę. Wtedy był to wymarzony wyjazd, ponieważ jako dziecko kochała takie wyjazdy z tatą. O czym myślisz, zapytała Róża? Wspomnienia mnie dopadły. Zdarza się, mnie też czasami dopadają, ale nie ma co wracać do tego co było, teraz mamy problem we własnym domu. Wracajmy, bo zaczną nas szukać. Kto, może dzieciaki, a może mężowie? Nie łudź się, nikt za nami nie płacze. Nie mam siły już walczyć, Wioletka robi co chce, Marcin ma kochankę, a ja zostawiona sama sobie szarpię się na wszystkie strony. Po co mi to potrzebne? Ja mam tak samo, nic innego. Mają mnie gdzieś. Najlepiej uciekać od problemów zamiast się z nimi zmierzyć. Już dosyć, powiedziała Róża, wracamy. Wjechały na drogę asfaltową, auto spokojnie wprost płynęło, dając im poczucie spokoju. Jeszcze trochę będą w domu. Nagle Róża zauważyła w samochodzie, który ich mijał, Wioletkę i Fabiana. Gdzie one jadą? Kto, zapytała Kalina? W tym samochodzie z tym starym chłopem, przyjrzyj się dokładnie. Faktycznie, zawracaj, jedziemy za nimi. Co one wyprawiają, krzyknęła Kalina, wpędzą nas do grobu. Nagle samochód przyśpieszył. Zapamiętaj jego rejestrację, krzyknęła Róża. Kalina już nic się nie odzywała, na liczniku miała sto trzydzieści, a facet ciągle im umykał. Skupiona była na prowadzeniu, a w głowie miała różne drastyczne sceny związane z ich dziećmi. Nagle poczuła, że traci panowanie nad samochodem. Co robisz, krzyknęła Róża? To były ostatnie słowa jakie wypowiedziała, a które usłyszała Kalina. W tym czasie dzieciaki pojechały dalej z nieznanym mężczyzną w nieznanym kierunku. Za tydzień mężowie i dzieciaki spotkali się na grobach. Marcin nie chciał rozmawiać z Wioletką. Tato przepraszam, próbowała swoich sztuczek, ja już nie będę. Co nie będziesz? Śmierci nie da się odwrócić, zabiłaś matkę. Ja nie chciałam, my tylko jechaliśmy samochodem. Po co z takim starym dziadem jechałaś? Wioletka zwiesiła głowę, ale Marcina to już nie wzruszało. Fabian natomiast nie miał zamiaru się tłumaczyć, nadal był krnąbrny. Maciek machnął ręką na jego fochy, ba w ogóle na niego, miał już dosyć. Obu panom nie było wesoło. Mało tego, że stracili żony, które przecież zdradzali, to jeszcze sami zostali z dzieciakami. Odechciało im się kochanek i własnych dzieci. Potrzebowali teraz spokoju, żeby uporać się z własnym sumieniem, które ich zaczęło oskarżać. Dzieciaki poczuły się odrzucone, a jednocześnie wolne, mogły robić co im się chciało. Mają już swoje osiemnaście lat, to znaczy, że wkraczają w dorosłe życie.Tylko czy są na to gotowe? Mam duże wątpliwości. K O N I E C